poniedziałek, 21 grudnia 2009
UMILACZ WYBRANY!
W Kawiarni Ogrody ogłoszono dzisiaj zwyciezcę w konkursie na Umilacz dla Śródmieścia. Niezorientowanym tłumaczymy, o co cho: umilacz był to współorganizaowany przez "Aktivista" konkurs bez regulaminu, stosu papierzysk, warunków i zaświadczeń. Ważne było jedynie, żebyście wykazali się nowatorskim podejściem i oryginalnymi pomysłami na zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. Pomysłami, które uczynią ją przyjemniejszą, ładniejszą i bardziej przyjazną! Zwyciężył Waldemar Walizka (spokojnie, to tylko pseudonim artystyczny) i jego projekt 'Idź po linii'.
Jak mówi autor: 'Namalujemy farbą do malowania pasów na jezdni linie prowadzące skrótami. Stworzymy mapę pieszej komunikacji w skali jeden do jednego. Linie są super proste w odbiorze, intrygujące, pozwalają zrozumieć miasto. Taki spacer pozwala nam zawłaszczyć przestrzeń, poczuć się stąd.
Stwórzmy zatem warszawskie szlaki. Wybierzmy je spośród tych, które sami najlepiej lubimy chodzić. Przykład: Wejdźmy głównym wejściem PKiN, przejdźmy koło toalet na poziomie - 1, koło szatni, przez korytarz na wewnętrzyny dziedziniec, potem przejść bramę i już jesteśmy przed Salą Kongresową.
Pasy malowane są chemoutrwaldzalną farbą do drogowych oznakowań poziomych. Mają 30 cm szerokości. Przechodzą po krawężnikach, chodnikach, wychodzą do wnętrz publicznych. Kosz nie jest duży, bo metr bieący takiego pasa to około 5 zł.
Pomysł jest rozwojowy. Można go etapować. W ramach pierwszej trasy, związanej z konkursem można zrealizować dwukilometrowy odcinek. W ten sposób moglibyśmy rozwinąć unikatową sieć tras, przestrzenną trasę'. A oto dumny zwycięzca podczas ogłoszenia wyników:
A oto inne nagrodzone projekty i ich autorzy.
Naklejki na przestrzeń przy przejściach - zajmie Wam czas w oczekiwaniu na zielone i pozwoli odnależć waszą tożsamość pieszego!
Powstał między innymi pomysł zamienienia miejskich odstraszaczy (czyli parkometrów) w umilacze właśnie. Wyobraźcie sobie, że kwitek z tej represyjnej machiny, zamiast bezdusznie ograniczać Wasz czas i uszczuplać portfele, przemówi do Was w jakiś miły bądź dowcipny sposób.
Wśród pomysłodawców świetnymi pomysłami wykazali się także nieco starsi mieszkańcy naszej stolicy. Jury, w którym zasiadała m.in. nasza szanowna rednacz Agata Michalak, miało ciężkie zadanie.
Wypatrujcie Umilaczy na ulicach Warszawy!
piątek, 11 grudnia 2009
SMELLS LIKE DEATH BURGER
Darth Vader, Nirvana i McDonald's? Czemu nie.
Kampania reklamowa zatytuowana "Come As You Are" przypomniała nam o pewnym skeczu Eddie'go Izzarda pt "Death Star Canteen" Widzieliście?
Kampania reklamowa zatytuowana "Come As You Are" przypomniała nam o pewnym skeczu Eddie'go Izzarda pt "Death Star Canteen" Widzieliście?
wtorek, 8 grudnia 2009
KRÓLIK PO WARSZAWSKU
Ostatno gdzie człowiek nie spojrzy, widzi królika! A to po berlińsku, a to po Burtonowsku, a to jeszcze inaczej. Spójrzmy więc na kolejnego. Farba wyschła, emocje opadły, czas przyjrzeć się co nam tam nabazgrano na pięknych warszawskich murach. Belgijski artysta uliczny ROA, który przyjechał do Warszawy na zaproszenie fundacji Vlep[v]net zdewastował nam niedawno pół miasta. Oto niektóre efekty jego pracy, wandala jednego!
Jeśli chcecie na własne oczy zobaczyć te skandaliczne akty wandalizmu, udajcie się choćby w okolice pawilonów na Nowyn Świecie
Jeśli chcecie na własne oczy zobaczyć te skandaliczne akty wandalizmu, udajcie się choćby w okolice pawilonów na Nowyn Świecie
poniedziałek, 7 grudnia 2009
HIPSTERSKA EWOLUCJA
Amerykański krewny "Aktivista" Paste Magazine pokusił się o zarysowanie ewolucyjnej drogi, jaką na przestrzeni ostatnich 9 lat przeszedł podgatunek ludzi powszechnie określany mianem hipsterów. Kilka spośród ich spostrzeżeń można było poczynić również na gruncie naszym rodzimym.
Zaczęło się niewinnie. Od białego paska. Prototyp XXI-wiecznego hipstera dźwigał ze sobą dyskmana i zbierał cięgi za gejowskie koszulki
Po drodze doszły kolorowe czapki a la tirowiec, okulary lustrzanki a la Tom "Top Gun" Cruise, bandany a la Patt Garret albo Billy The Kid i jeszcze gejowsze koszulki
W którymś momencie modnie było pożyczać ciuchy od dziadka i winyle od ojca. Fajki, laski, szaliczki, stare aparaty w formie biżuterii - znamy to z naszego (Dobrego) podwórka!
Jakoś około 2006 roku pojawił się Człowiek z Gór, szczycący się swoją kraciastą koszulą i faktem, że często biorą go za bezdomnego
A potem pojawił sie retro-vintage-secondhendo-ciucho-butiko-szał. I kowbojki - niezależnie od pory roku i temperatury. A na imprezach co druga osoba robiła zdjęcia i miała swojego bloga. DJa znali oczywiście wszyscy.
Używanie nowiutkiego iPhona i jazda na starutkim rowerze naraz nie jest za łatwa, dlatego kolejne ewolucyjne pokolenie hipsterów swoje żaluzjowe-bądź-inne-równie-zajebiste okulary rzadko kiedy miała na nosie. Ale zawsze były w pogotowiu. W dobrze widocznym miejscu. No i te wąsy wąsy wąsy!!!
Żeby była jasność - z nikogo się nie wyśmiewamy. Sami mamy kowbojki, vintage-kiece bądź gejoskie koszulki (częściej to pierwsze, bo redakcja nieco sfeminizowana), nowego iPhona bądź stary rower (częściej to drugie, bo redakcja z tych z pasją i dla idei). Hipsterzy wszystkich krajów łączcie się! Najlepiej na fejsbuku.
Zaczęło się niewinnie. Od białego paska. Prototyp XXI-wiecznego hipstera dźwigał ze sobą dyskmana i zbierał cięgi za gejowskie koszulki
Po drodze doszły kolorowe czapki a la tirowiec, okulary lustrzanki a la Tom "Top Gun" Cruise, bandany a la Patt Garret albo Billy The Kid i jeszcze gejowsze koszulki
W którymś momencie modnie było pożyczać ciuchy od dziadka i winyle od ojca. Fajki, laski, szaliczki, stare aparaty w formie biżuterii - znamy to z naszego (Dobrego) podwórka!
Jakoś około 2006 roku pojawił się Człowiek z Gór, szczycący się swoją kraciastą koszulą i faktem, że często biorą go za bezdomnego
A potem pojawił sie retro-vintage-secondhendo-ciucho-butiko-szał. I kowbojki - niezależnie od pory roku i temperatury. A na imprezach co druga osoba robiła zdjęcia i miała swojego bloga. DJa znali oczywiście wszyscy.
Używanie nowiutkiego iPhona i jazda na starutkim rowerze naraz nie jest za łatwa, dlatego kolejne ewolucyjne pokolenie hipsterów swoje żaluzjowe-bądź-inne-równie-zajebiste okulary rzadko kiedy miała na nosie. Ale zawsze były w pogotowiu. W dobrze widocznym miejscu. No i te wąsy wąsy wąsy!!!
Żeby była jasność - z nikogo się nie wyśmiewamy. Sami mamy kowbojki, vintage-kiece bądź gejoskie koszulki (częściej to pierwsze, bo redakcja nieco sfeminizowana), nowego iPhona bądź stary rower (częściej to drugie, bo redakcja z tych z pasją i dla idei). Hipsterzy wszystkich krajów łączcie się! Najlepiej na fejsbuku.
WARSZAWSKIE KIBLE TOP 5
Człowiek nie gąbka – wydalać musi. Kobieta też człowiek, bąka czasem puści, kupę zrobi. Dlatego, mimo wrodzonej delikatności, zakasałam rękawy, zmieniłam jedwabie na gumiaki i udałam się zgłębiać tajniki warszawskich szaletów miejskich.
1. ul. Krucza 51 / róg ul. Widok i Brackiej
Chcieliśmy być alternatywni i olać ten słynny w całej Polsce szalet – zwycięzcę konkursu na najpiękniejszy polski kibel. Ale się nie dało. Ulegliśmy jego urokowi, wpadliśmy z pluskiem i po uszy! Miejsce oczarowuje tym bardziej, że ukryte jest za wyjątkowo niepozornym wejściem. Nie dajcie się zwieść pozorom! Wąskie żółciutkie schodki prowadzą nas w głąb fekalnego nieba. Aby dostać się do środka, trzeba przecisnąć się przez pokoik Pana Klozetowego, który, rozparty wygodnie w foteliku wśród ratanowych półeczek wypchanych przytulnymi bibelotami, zajada sobie z lubością owoce (pewnie dobrze robią na trawienie). W środku – kwiaty, liście, owoce, warzywa, nastrojowe lampki, pluszowe zabawki. Jednym słowem: Świątynia Kupy!
Sztuczne kwiaty: całe łąki!
Cena: 2 PLN (warto!)
2. skwer Hoovera
W trakcie budowy tego najbardziej luksusowego warszawskiego szaletu (czarne marmury, szklane ściany, stalowe wykończenia) natrafiono na stare doły kloaczne – miejsce łączy więc tradycję z nowoczesnością! Element awangardowy w postaci jaskrawożółtych kabin, wielgachne lustra, wszystko piękne, czyściutkie, automatyczne i pachnące (mydło o zapachu migdałów!). W tle sączy się muzyka (Phil Collins – widocznie sprzyja wypróżnieniu). Elegancja Francja, sranie na bogato. I to za taniochę, bo choć przybytek królewski, cena w sam raz na kieszeń przeciętnego zjadaczo-wydalacza chleba.
Sztuczne kwiaty: maki
Cena: 1 PLN
3. plac Zamkowy (obok ruchomych schodów)
Miejskie szalety to gatunek na wymarciu. Zwłaszcza te darmowe mają marną szansę przetrwania w czasach toi-toiów i powszechnego upadku obyczajów. Dlatego bardzo ucieszyło nas odkrycie darmowej toalety miejskiej. Nie, nie, korzystanie z niej nie odbywa się kosztem utraty węchu, wzroku i niewinności. Nie skończy się też grzybicą różnych narządów. Szalet jest piękny, czyściutki, luksusowy i pachnący. A do tego urozmaicony. Czekając na sfinalizowanie wypróżnienia znajomych, można pobawić się panelem sterowniczym pierwszych warszawskich schodów ruchowych.
Sztuczne kwiaty: brak!!!
Cena: 0 PLN!!!
4. Metro Centrum
W bratobójczej walce dwóch sąsiednich szaletów – tego w przejściu pod Rotundą i tego na sąsiedniej stacji metra – zdecydowanie zwycięża ten drugi! Jedna (a nie trzy, jak u sąsiadów) Pani Klozetowa, do tego miła i wrażliwa: na ścianach zdjęcia i kalendarze z kotkami i pieskami (takimi słodkimi, takimi „och, och”), na stoliku nieodzowna w tej branży krzyżówka, do tego całkiem twarzowy kitelek. W środku czystawo, ale bez przesady, w końcu miejski szalet to nie domowa łazienka – muszą być jakieś niespodzianki (jak choćby tajemnicze zawiniątko skrzętnie skitrane pod klopikiem (na zdjęciu).
Sztuczne kwiaty: róże
Cena: 1 PLN
5. Dworzec Centralny
Tego legendarnego miejsca nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu. Wprawdzie wyróżnia się jedynie niewyobrażalnym smrodem, ale przeszłość zobowiązuje. Roli publicznych toalet, a szczególnie tej na Centralnym, w komunikacji warszawskich gejów nie sposób przecenić (o czym malowniczo opowiada przewodnik kulturalno-historyczny „Homowarszawa”). Jak jego kulturotwórcza sytuacja wygląda teraz, niestety nie dane mi było stwierdzić. W środku niby czysto, ale otoczone brunatnymi naciekami dziury w suficie i kloaczna aura skutecznie zabijają wszelką frajdę czynienia fizjologicznych powinności. Dla zdesperowanych.
Sztuczne kwiaty: fiołki
Cena: 2 PLN
1. ul. Krucza 51 / róg ul. Widok i Brackiej
Chcieliśmy być alternatywni i olać ten słynny w całej Polsce szalet – zwycięzcę konkursu na najpiękniejszy polski kibel. Ale się nie dało. Ulegliśmy jego urokowi, wpadliśmy z pluskiem i po uszy! Miejsce oczarowuje tym bardziej, że ukryte jest za wyjątkowo niepozornym wejściem. Nie dajcie się zwieść pozorom! Wąskie żółciutkie schodki prowadzą nas w głąb fekalnego nieba. Aby dostać się do środka, trzeba przecisnąć się przez pokoik Pana Klozetowego, który, rozparty wygodnie w foteliku wśród ratanowych półeczek wypchanych przytulnymi bibelotami, zajada sobie z lubością owoce (pewnie dobrze robią na trawienie). W środku – kwiaty, liście, owoce, warzywa, nastrojowe lampki, pluszowe zabawki. Jednym słowem: Świątynia Kupy!
Sztuczne kwiaty: całe łąki!
Cena: 2 PLN (warto!)
2. skwer Hoovera
W trakcie budowy tego najbardziej luksusowego warszawskiego szaletu (czarne marmury, szklane ściany, stalowe wykończenia) natrafiono na stare doły kloaczne – miejsce łączy więc tradycję z nowoczesnością! Element awangardowy w postaci jaskrawożółtych kabin, wielgachne lustra, wszystko piękne, czyściutkie, automatyczne i pachnące (mydło o zapachu migdałów!). W tle sączy się muzyka (Phil Collins – widocznie sprzyja wypróżnieniu). Elegancja Francja, sranie na bogato. I to za taniochę, bo choć przybytek królewski, cena w sam raz na kieszeń przeciętnego zjadaczo-wydalacza chleba.
Sztuczne kwiaty: maki
Cena: 1 PLN
3. plac Zamkowy (obok ruchomych schodów)
Miejskie szalety to gatunek na wymarciu. Zwłaszcza te darmowe mają marną szansę przetrwania w czasach toi-toiów i powszechnego upadku obyczajów. Dlatego bardzo ucieszyło nas odkrycie darmowej toalety miejskiej. Nie, nie, korzystanie z niej nie odbywa się kosztem utraty węchu, wzroku i niewinności. Nie skończy się też grzybicą różnych narządów. Szalet jest piękny, czyściutki, luksusowy i pachnący. A do tego urozmaicony. Czekając na sfinalizowanie wypróżnienia znajomych, można pobawić się panelem sterowniczym pierwszych warszawskich schodów ruchowych.
Sztuczne kwiaty: brak!!!
Cena: 0 PLN!!!
4. Metro Centrum
W bratobójczej walce dwóch sąsiednich szaletów – tego w przejściu pod Rotundą i tego na sąsiedniej stacji metra – zdecydowanie zwycięża ten drugi! Jedna (a nie trzy, jak u sąsiadów) Pani Klozetowa, do tego miła i wrażliwa: na ścianach zdjęcia i kalendarze z kotkami i pieskami (takimi słodkimi, takimi „och, och”), na stoliku nieodzowna w tej branży krzyżówka, do tego całkiem twarzowy kitelek. W środku czystawo, ale bez przesady, w końcu miejski szalet to nie domowa łazienka – muszą być jakieś niespodzianki (jak choćby tajemnicze zawiniątko skrzętnie skitrane pod klopikiem (na zdjęciu).
Sztuczne kwiaty: róże
Cena: 1 PLN
5. Dworzec Centralny
Tego legendarnego miejsca nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu. Wprawdzie wyróżnia się jedynie niewyobrażalnym smrodem, ale przeszłość zobowiązuje. Roli publicznych toalet, a szczególnie tej na Centralnym, w komunikacji warszawskich gejów nie sposób przecenić (o czym malowniczo opowiada przewodnik kulturalno-historyczny „Homowarszawa”). Jak jego kulturotwórcza sytuacja wygląda teraz, niestety nie dane mi było stwierdzić. W środku niby czysto, ale otoczone brunatnymi naciekami dziury w suficie i kloaczna aura skutecznie zabijają wszelką frajdę czynienia fizjologicznych powinności. Dla zdesperowanych.
Sztuczne kwiaty: fiołki
Cena: 2 PLN
piątek, 4 grudnia 2009
PO SZYJĘ W MUZYCE
Cudo! Nie tylko chronią środowisko (krawaty zrobione są w 50% ze zrecyklingowanej taśmy magnetofonowej!), nie tylko wyglądają świetnie (zrobione są w 50% z taśmy magnetofonowej!!), ale też GRAJĄ (zrobione są w 50% z taśmy magnetofonowej!!!). Wystarczy przyłożyć do nich głowicę magnetofonową (na pewno macie gdzieś na strychu), a wasze krawaty przemówią, a właściwie zaśpiewają.
Próbki dźwięków, jakie z siebie wydadzą, możecie znaleźć TU!
Czy to nie cudowne?! Spieszcie się, to limitowana seria. Jej twórcami są Sonic Fabric i nowojorski projektant Julio Cesar. Szukajcie na www.sonicfabric.com
Próbki dźwięków, jakie z siebie wydadzą, możecie znaleźć TU!
Czy to nie cudowne?! Spieszcie się, to limitowana seria. Jej twórcami są Sonic Fabric i nowojorski projektant Julio Cesar. Szukajcie na www.sonicfabric.com
środa, 2 grudnia 2009
ŚWIĄTECZNA ALTERNATYWA
No i stało się. Święta znowu tuż tuż, a my stajemy ponownie przed podwójnym problemem - co kupić i za co kupić? Skarpety w H&Mie może i są tanie, ale my proponujemy Wam co innego.
Oryginalny prezent pod choinkę, czyli ceramiczne, modernistyczne budynki projektu Magdaleny Łapińskiej
Do kupienia w:
1. Bęc Zmiana, Mokotowska 65, Warszawa
2. Sygnatura, Koneser Ząbkowska 27/31, Warszawa
3. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, księgarnia, ul. Pańska 3, Warszawa
Dwa z tych budynków już nie istnieją, zgromadźcie więc całą kolekcję, zanim wszystkie znikną z powierzchni Warszawy!
fot. Jan Kriwol agencja PHOTOSHOP
Oryginalny prezent pod choinkę, czyli ceramiczne, modernistyczne budynki projektu Magdaleny Łapińskiej
Do kupienia w:
1. Bęc Zmiana, Mokotowska 65, Warszawa
2. Sygnatura, Koneser Ząbkowska 27/31, Warszawa
3. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, księgarnia, ul. Pańska 3, Warszawa
Dwa z tych budynków już nie istnieją, zgromadźcie więc całą kolekcję, zanim wszystkie znikną z powierzchni Warszawy!
fot. Jan Kriwol agencja PHOTOSHOP
Subskrybuj:
Posty (Atom)