środa, 24 lutego 2010

A jak... AMB Artwear - KONKURS Aktivista i AddressBook ROZWIĄZANY!



Konkurs rozwiązany!! Torba powędruje do Justyny z Krakowa. A oto odpowiedź, która przesądziła o jej zwycięstwie:

ZMYSŁOWA BRUNETKA O PONĘTNYCH KSZTAŁTACH,ROZRYWKOWA,CZUŁA I PEŁNA ENERGII POSZUKUJE KOCHANKA NAJLEPIEJ DZIEŁO OSKARA PODOLSKIEGO:)
prosze badzcie swatka.


Będziemy!:)

Business&Pleasure – takie hasło rzuca Oskar Podolski, założyciel Amb.Inc, Oesu oraz Ambrosia.Inc.Graphics. Reprezentuje grupę osób zajmującą się projektowaniem odzieży dla ulicznych marek. AMB Artwear to pomysły z jego pojechanej głowy przelane na dzianinę. Ten człowiek to petarda – projektuje ciuchy, grafikę (przede wszystkim typografię, plakat i logo). Maluje, projektuje okładki (ostatnią, przygotowaną dla Pjusa można zobaczyć na Międzynarodowym Biennale Agrafa w Katowicach)i ilustracje, robi scenografi e (m.in. dla „Elle”) i buty dla Nike. Dla AddressBook zaprojektował logo, dba również o jego stronę graficzną. Ciuchy projektuje od sześciu lat. Wzory ubrań robił dla takich firm, jak: Dill, Moro 78, Mass Dnm czy Alkopoligamia. Od grafiki, przez kroje i materiały, aż po detale.

Ciuchy AMB Artwear to street style na najwyższym poziomie. Duża część wzorów jest stricte typograficzna, wiele z nich przekazuje treści, z którymi utożsamia się team AMB Artwear. Dziewczyny z AddressBook jarają się sloganem AMB „Against Majority Blindness. Mental Destruction. Graphics Terrorism", dobrym krojem ubrań i (wreszcie!) ładnie skrojonymi damskimi t-shirtami.

Od teraz co miesiąc do wygrania jedna (!) torba zaprojektowana przez artystę, którego sylwetkę prezentujemy.
W marcu mamy dla Was ekologiczną torbę 60bag.com z biodegradowalnej bawełny z nadrukiem autorstwa AMB Artwear.


By ją wygrać, napisz, dlaczego jedyny egzemplarz torby z nadrukiem AMB Artwear, wyprodukowany przez 60bag.com, ma trafić właśnie do Ciebie!

Wyślij SMSem kod "AKT.AMB" i odpowiedź (max 153 znaki) na numer 7255.

Koszt wiadomości to 2 zł netto (2,44 zł brutto). Wygra osoba, która udzieli najbardziej przekonującej odpowiedzi. Konkurs trwa w okresie 1-15 marca 2010, zwycięzcę o wygranej poinformujemy telefonicznie w przeciągu tygodnia od zakończenia konkursu. Regulamin konkursu dostępny jest w siedzibie redakcji „Aktivist” przy ul. Elbląskiej 15/17 w Warszawie.

www.5upreme.com, www.ambrosia.pl, www.addressbook.com.pl

wtorek, 23 lutego 2010

WARSZAWA ŚMIERDZI, ALE JEJ RADNI BARDZIEJ!



Zobaczcie spot reklamujący Warszawę jako kandydata do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, który nie spodobał się władzom miasta. Autorem spotu jest Papaya Films. Nam się podoba!!! Bardzo!!!!




wtorek, 16 lutego 2010

Z PIENIĘDZMI WŚRÓD ZWIERZĄT


Ha! Nieraz zachwycaliśmy się tu animacjami zrobionymi przez obcych młodych zdolnych, tym razem coś z naszego podwórka. Filmik z cyklu Leśnej Akademii Sukcesu głosem Krystyny Czubówny przybliża nam zawikłane relacje leśno-finansowe. Co nas jednak najbardziej urzeka, to przepiękne maskotki, ręcznie wykonane rękami warszawskiego Mysikrólika, czyli Basi Marek i Martyny Czerwińskiej

Leśna Akademia Sukcesu - Z kartą w pysku from Jan Sukiennik on Vimeo.

poniedziałek, 15 lutego 2010

AKCJA: DESIGN USIDLONY!

AddressBook to docelowo pierwsza kompletna prezentacja dokonań polskich projektantów mody. Celem inicjatywy (będzie strona internetowa i wersja papierowa) jest wyłowienie najlepszych polskich dizajnerów (bez względu na to czy mieszkają w kraju, czy poza jego granicami), ukrytych talentów, raczkujących projektantów i wypromowanie ich twórczości na poza granicami Polski (Europa, USA, Japonia). Podstawowym kryterium doboru projektantów jest subiektywny gust redakcji, w skład której wchodzą pomysłodawcy projektu: Matylda-Zoe Szmidt, Barbara Czyżewska, Oskar Podolski. „Stawiamy na nowatorstwo i świeżość myślenia” - deklarują iczekaja na zgłoszenia pod adresem addressbook.poland@gmail.com.



My przyłączamy się do projektu – co miesiąc w Maszupie będziemy prezentować jedną z sylwetek z AddressBook'a oraz projekt niespodziankę!

środa, 3 lutego 2010

ZROZUMIEĆ MOZZA



Mozipedia. The Encyclopedia of Morrissey and The Smiths
Simon Goddard
Ebury Press 2009
A!A!A!A!A!


No i stało się! Wyznawcy Morrisseya mają swoją biblię. „Mozipedia” nie jest typową biografią. Zbudowana jest jak encyklopedia. Każde ważne w życiu Mozza miejsce, osoba czy zespół, każdy utwór i płyta, a nawet rzecz, są wnikliwie opisane w oddzielnym haśle. Taka kompozycja całości wzięła się z przekonania autora, iż Morrissey jest osobowością na tyle ważną (Goddard porównuje go i jego wpływ na muzykę do asteroidy, która 65 mln lat temu uderzyła w Ziemię, zmieniając jej losy na zawsze) i na tyle skomplikowaną, że do prawdy o Nim możemy się zbliżyć tylko pod warunkiem, że najpierw rozłożymy go na czynniki pierwsze, a następnie za każdym razem stworzymy z tych atomów inną konstrukcję. Bo co my tak naprawdę wiemy o Morrisseyu? Że jest eksperymentującym z celibatem wegetarianinem, ma wystający podbródek i charakterystyczną grzywkę (albo odwrotnie), lubi gladiole i Oscara Wilde’a, a nie przepada za monarchią i hodowcami drobiu? Z książki dowiecie się dużo, dużo więcej – poznacie historie stojące za każdym, każdziusieńkim utworem, ale też dowiecie się, co Mozz myśli o kotach (chciałby być pręgowanym dachowcem), herbacie (chciałby wylansować własny smak) czy jak jest po hiszpańsku „Hey, Patrick!” (Oye Esteban!). Czy jest się fanem Morrisseya, czy nie, nie można nie docenić ogromu pracy, który włożono w przygotowanie „Mozipedii” (pięknie w dodatku wydanej)! Jako recenzentka tego wydawnictwa – jestem pod wrażeniem, jako fanka Morrisseya – muszę sobie kupić nowy egzemplarz, bo ten już doszczętnie zaśliniłam.

Morrissey w trzech literach

A jak aktorstwo

Morrissey nie umie grać. Sam to przyznaje, a potem udowadnia. Jeśli chcecie zobaczyć 30 sekund bardzo złego aktorstwa (a rola nie jest trudna, bo Mozz gra siebie i mówi jakieś pięć słów), kliknijcie w okienko poniżej. Komentując swoje aktorskie próby, Mozz tłumaczy się, że nie potrafi zachowywać się naturalnie przed kamerą. Po chwili dodaje jeszcze, że nawet w wannie nie potrafi być naturalny.



D jak dziennikarstwo
Gdy jego pierwsze muzyczne poczynania spotkały się z niezrozumieniem, rozgoryczony Morrissey postanowił zostać dziennikarzem muzycznym (nie on pierwszy i nie ostatni, zdaje się, podążył tą drogą). Oto niektóre z jego dziennikarskich sądów: „Nie jest to może najnudniejszy zespół świata, ale z pewnością mieści się w ścisłej czołówce” (to o Depeche Mode, jakby ktoś miał wątpliwości) albo: „banda mumii bez twarzy” (to z kolei Iggy Pop i jego zespół).



M jak materiały papiernicze
Morrissey wyznał kiedyś, że jest to jego fetysz. „Notesiki, długopisy, zszywacze – to wszystko jest dla mnie bardzo zmysłowe” – wzdychał. Wizyty w swoim ulubionym sklepie papierniczym uznał za najbardziej podniecające przeżycie, jakiego doświadczył. Dodajmy, że dotyczy to okresu, kiedy żył w celibacie...

wtorek, 2 lutego 2010

ODKRYWANIE ZEUSA


Zeus
„Album Zeusa”
Embryo


Jeszcze hip hop czy już funk hop? Trueschool, klasyka, boom bap? Nie – to po prostu sto procent Zeusa, przy którego muzyce nie sposób spokojnie ustać w miejscu. Mnóstwo energii, odniesień do klasycznych dokonań twórców funkowych i soulowych, a ponadto masa ciekawych rymów. Łodzianin potrafi zaskoczyć – swojej ukochanej zadedykował utwór „Z żoną”, w którym zdziwić może wers o pierdzeniu w nocy. Innych zaszokuje „Piosenka dla ofiar mody”, bo trzeba mieć sporo odwagi, żeby być mężczyzną i przyznać się do sporego hopla na punkcie ciuchów oraz mizdrzenia się przed lustrem. Konkurentom na rodzimej scenie dostało się w świetnym singlowym „Wracam tu, bo nagrałem drugi album”. Wymieniać można by zresztą jeszcze długo, bo Zeus naprawdę solidnie przyłożył się do pracy i nie zaoferował nam odgrzewanego kotleta. I chociaż ani Ameryki, ani nawet Łodzi raper nie odkrył, to pokazał samego siebie. Przybijamy mu za to prawie piątkę! [Andrzej Cała]



Jakie postaci z Mitologii, poza pewną oczywistą oczywistością,szczególnie cenisz i dlaczego?

Nie cenię żadnych postaci z mitologii ponieważ, co oczywiste, to
tylko odbicia pewnych postaw ludzkich. Kiedyś bardzo interesowałem
się sprawami religii, mitologii itd. Do mitologii greckiej mam chyba
największy sentyment ponieważ tamtejsi bogowie byli bardzo ludzcy, w
zabawny często sposób. Wkurzali się, frustrowali i kłócili. Cenię
pomysłodawców tego ludzkiego wizerunku bogów (śmiech).


Czy "żona" nie wysuszyła Ci głowy za to, że ujawniłeś tak intymne szczegóły Waszego życia prywatnego jak pierdzenie przez sen czy fakt, że stroisz się na bibę jak panna na wydaniu?


Panna na wydaniu? Dobre (śmiech). To moja dziewczyna nauczyła mnie
takiego dystansu do siebie. Bez jej zgody nie zarapował bym o niej
niczego, za co mogłaby się na mnie wściekać. Zresztą była obecna
przy procesie powstawania płyty i nie było możliwości, żeby
dowiedziała się czegoś po premierze. Uważam też, że zbyt intymnych
szczegółów jednak nie ujawniam. Na imprezy już raczej nie chodzę.
Jestem domatorem. Taki ze mnie sztywniak. Stroję się przed wyjściem
do mięsnego albo warzywniaka [nie wierzymy mu :) - od red.]

Wolałbyś wydać 5 tysięcy dolarów na ciuchy i wakacje w tropikach czy na zaproszenie Q-Tipa do dogrania się do płyty i zagrania z Tobą wspólnie numeru na koncercie?

Ani jedno ani drugie. 5 tysięcy dolarów wydałbym na profesjonalne
zrealizowanie i wydanie legalnie albumu któregoś z moich znajomych,
którzy takiej możliwości jeszcze nie dostali. Lubię ciuchy ale bez
przesady. Najczęściej kupuję rzeczy na przecenach. Na wycieczkę
faktycznie pojechałbym zawsze chętnie, ale taką akurat kwotę
wolałbym wydać na to, o czym napisałem wyżej. Featuringi
zagranicznych artystów nie są dla mnie żadną nobilitacją ponieważ
żyjemy w czasach, w których właściwie każdy taki featuring jest
sobie w stanie załatwić. Straciło to dla mnie dawną magię, kiedy
było to naprawdę trudne do osiągnięcia. Chyba wolałem tę dawną
niedostępność i wyobrażenie o pewnych sytuacjach i ludziach. Dziś
straciło to troszkę magii.
[rozmawiał Andrzej Cała]