poniedziałek, 31 sierpnia 2009

10 MINUT Z CALVINEM

W nadchodzący weekend Warszawa szykuje dla wszystkich darmową muzyczną ucztę, czyli Orange Warsaw Festival. W menu między innymi MGMT i Calvin Harris. Z tej okazji porozmawialismy sobie z jednymi i z drugim!



Kilka pytań do Calvina „lenia i skąpca” Harrisa


Występujesz na wielu festiwalach muzycznych, między innymi na Warsaw Orange Festival. Czy oprócz uczestnika-pracownika jesteś też festiwalowiczem-imprezowiczem? Lubisz taką formę rozrywki?


Szczerze mówiąc nigdy w życiu nie byłem na żadnym festiwalu, zanim nie zacząłem na nich grywać. Wiesz, jako Szkot jestem strasznym skąpcem. Wydawanie kasy na festiwal to coś, czego nie mogłem sam przed sobą uzasadnić. No a poza tym jestem okropnie leniwy, to dla mnie za duży wysiłek. Najchętniej cały czas spędzałbym w łóżku, robiąc moją muzykę. Więc pierwszy festiwal, na jakim byłem, to Isle of Skye, na którym zagrałem.

Wolisz więc tworzyć muzykę w zaciszu swojej sypialni, niż występować na żywo?

To zależy od tego, czym się akurat zajmuję. Zazwyczaj chciałbym robić coś dokładnie odwrotnego. Po dłuższym czasie spędzonym w studio nie marzę o niczym innym jak występy na żywo. A gdy jestem w trasie, bardzo chciałbym się już znowu zamknąć w studio. To mi się zmienia zwykle co pół roku.

Mam nadzieję, że Twój warszawski występ przypadnie jeszcze na okres koncertowej euforii.

Na pewno! Występuję dopiero od dwóch miesięcy, więc przede mną jeszcze cztery miesiące wielkiej frajdy z grania. W Warszawie na pewno będę się świetnie bawił.

Gdybyś nie był muzykiem, co byś robił?

Prawdopodobnie nadal układałbym parówki na półkach w supermarkecie. Nie mam żadnych kwalifikacji, pewnie nie znalazłbym tzw. przyzwoitego zajęcia. Miałem wielkie szczęście. Po prostu znalazłem się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu. Niestety niewielu ludziom to się udaje.

Czy jest coś, co było do zaakceptowania w latach 80-tych, a twoim zdaniem nie powinno było?

Lata 80-te to dekada, która moim zdaniem jest niedoceniana. Ani wcześniej, ani potem nie działy się tak ważne rzeczy w muzyce elektronicznej, w modzie, w technologii. Miałem kilka lat, kiedy ejtisy się skończyły, niewiele więc pamiętam, ale oceniając z perspektywy czasu, jest to jeden z najbardziej fascynujących okresów w kulturze, muzyce, modzie.

No właśnie, dorastałeś w latach 90-tych. Jakie są twoje najlepsze wspomnienie z tego okresu? Jak jest przewaga lat 90-tych nad 80-tymi?

Późne lata 90-te, szczególnie rok ‘98 i ‘99 to dla mnie złoty okres w muzyce house, Stardust, Daft Punk i wielu innych. Było też sporo złej muzyki, zwłaszcza gitarowej. Uwielbiam Blur, uwielbiam Oasis, ale tak wiele zespołów wzorowało się na nich i robiło to tak źle, że to przede wszystkim kiepska gitarowa muzyka kojarzy mi się z latami 90-tymi.

Jesteś znany z wyznaczania nowych mód w dziedzinie okularów przeciwsłonecznych. Skąd to upodobanie do nietypowych okularów?

Mam jedne swoje ulubione okulary, zrobiłem je sam, z tektury i takiej folii do pakowania z bąbelkami. Nazwałem je „The Fly-Eye Sunglasses”, bo wyglądałem w nich jak wielka mucha. Trochę bardziej profesjonalną ich wersję możecie zobaczyć na okładce mojej nowej płyty i w teledyskach. Jeśli chodzi o modę, musze okulary to chyba szczyt moich możliwości (śmiech).

Twoim noworocznym postanowieniem było oderwać się od internetu i czytać więcej książek. Udało się?

Tak, przez jakieś dwa tygodnie. A potem wszystko wróciło do normy. Trafiłem na kilka kiepskich książek pod rząd, wkurzyłem się i wróciłem na łono internetu. Chyba potrzeba mi jakiegoś przewodnictwa, może nie powinienem sobie sam dobierać lektur, bo kiepsko mi to idzie.

Z muzyką też tak masz? Zdarza Ci się zniechęcić na jakiś czas?

Nie, jeśli chodzi o muzykę, to zawsze potrafię znaleźć coś, co mi się spodoba. Często wracam do ulubionych rzeczy. Książki to świetna sprawa, ale z muzyką nie mają u mnie szans. Ostatnio zachwycił mnie na przykład Mike Snow, to taki szwedzko-amerykański projekt, odpowiedzialny między innymi za brzmienie „Toxic” Britney Spears. Polecam!

Czy zmieniłbyś cokolwiek w swoim drugim albumie, teraz, gdy już się ukazał i znasz opinie o nim?

Absolutnie nic, jestem z niego bardzo zadowolony. Nagrywanie go było cudownym przeżyciem!

My na temat plyty mamy zdanie odrobinkę inne.


Calvin Harris
„Ready for the Weekend”
Sony BMG
A!A!A!

Tępy pazur


Podczas pierwszych sekund słuchania tej płyty można się trochę zaniepokoić. Gdy rozbrzmiewa saksofon, niepokój zamienia się w panikę – ktoś nam podmienił pana Harrisa! Po chwili jednak wszystko wraca do normy, saksofon ustępuje miejsca charakterystycznym popierdywaniom, a ja oddycham z ulgą. Nie na długo jednak. Może to nieuniknione prawo ewolucji sprawiło, że Calvin przestał adorować lata 80., znudziła mu się Amiga i wziął na warsztat kolejną dekadę. Nadal produkuje sporo kiczowatych, syntezatorowych plumkań, za które pokochaliśmy go dwa lata temu, ale na nowej płycie królują zamaszyste house’owe brzmienia lat 90. Większość tekstów, jak złośliwie zauważył jeden z angielskich krytyków, zostałaby odrzucona przez każdą firmę produkującą okolicznościowe pocztówki. Ale teksty akurat nigdy nie były mocną stroną Harrisa. Choć podczas pierwszego przesłuchania wyczekiwane niecierpliwie„Ready for the Weekend” nie zachwyca, to trzeba przyznać, że chwytliwe to jak cholera. Co by jednak nie mówić, fakt pozostaje faktem – ktoś przytępił Calvinowi pazura.

DIY Glasses


Calvin Harris mógł, wy też możecie! Zróbcie je sami! Podczas wakacyjno-muzycznych wojaży zaobserwowaliśmy mnóstwo glowstickowych okularów na ludzkich nosach. Same glowsticki są już bardzo A.D. 2007. Chcesz nadążać, zrób z nich okulary! Albo sznurówki. Sprawdźcie na www.glowsticks.co.uk.

czwartek, 27 sierpnia 2009

NIC NAS TAK NIE ŚMIESZY...

...jak porażki naszych bliźnich! To prawda stara jak swiat i oczywista jak najoczywistrza oczywistoć. Dlatego z czystm sumieniem polecamy Wam blog dokumentujący porażki wszelkiego radzaju. Gdy najdzie Was potrzeba poprawienia sobie humor niepowodzeniami innych, zajrzyjcie tu!

Można posmiać się z ludzkich slabosci



z glupoty



z 'przypadkowych" zbiegów okolicznosci



z bezlitosnej prawdy



i z wielu, wielu innych rzeczy



wtorek, 25 sierpnia 2009

CUD NAD WARTĄ

Stało się! Najgenialniejszy zespół świata (no dobra, jeden z kilku najgenialniejszych) zagra w końcu w Polsce. I to zaraz, za chwilę!


Na ten dzień czekaliśmy bardziej niż przykładne katoliczki na noc poślubną. Radiohead skazali nas na 15 długich lat muzycznego celibatu po tym, jak zniechęceni organizacją sopockiego koncertu z 1994 roku, postanowili omijać nasz kraj szerokim łukiem. Miejmy nadzieję, że maltańskie warunki nie odstraszą ich na kolejne lata. A trzeba przyznać, że nie jest łatwo. Zespół, znany z ogromnej dbałości o czystość środowiska, czystość swoich intencji potwierdza na każdym niemal kroku. Diody o niskim zużyciu energii zamiast żarówek, pojazdy hybrydowe zamiast ciężarówek na benzynę, punkty czerpania wody zamiast tysięcy plastikowych butelek – to tylko niektóre z ich pomysłów na czynienie dobra. Oprócz muzyki, oczywiście. Zastanówcie się więc, jak wy możecie przyłączyć się do proekologicznych działań waszych idoli. I pędząc w amoku na koncert, nie zapomnijcie przed wyjściem z domu zgasić światła!

Och, będzie cudnie!:)



Żywiołowe dyskusje na temat tego, co tam nao końcu ten facet mówi trwają do dziś. Jedna z hipotez brzmi: "if you lie down you can just see Radiohead playing in that appartment over the road"

Ci, którzy przyjadą 25 sierpnia do Poznania, a na terenie koncertu postanowią się posilić,dostaną swoje danie albo napój w specjalnych, ekologicznych naczyniach. Z uwagi na brak miejsc parkingowych w pobliżu Parku Cytadela oraz proekologiczny charakter imprezy, proszą, aby nie wybierać się na koncert samochodami. Pojazdy będzie można zaparkować na dwóch parkingach:
- przy ul. Jana Matejki (strzeżony - płatny 3 zł za każdą rozpoczętą godzinę),
- przy Moście Dworcowym (dozorowany - płatny 5 zł, strzeżony - płatny 15 zł za wieczór).
Z tych parkingów można dotrzeć na teren koncertu specjalnymi, bezpłatnymi autobusami.

piątek, 21 sierpnia 2009

RETRO ROCK JACKA WHITE'A



Posluchajcie koniecznie nowego singla Jacka White'a! Tym razem solo. Utwor 'Fly Farm Blues' zostal przez niego napisany w niespelna dziesięć minut na farmie w Tennessee, podczas kręcenia dokumentu 'It Might Get Loud'. Do sklepów singiel trafi 11 września na winylowej 7" oraz za pośrednictwem sieci iTunes w formacie mp3. Możecie go rownież zdobyć u źródla, czyli w wytwórni Jacka Third Man Records



Wspomniany film, który mozna bylo zobaczyć na festiwalu Doc Review, rownież bardzo bardzo polecamy! Dokument muzyczny o trzech wirtuozach gitary - Jimmym Page'u, The Edge'u i Jacku wlasnie - oglądalismy z wypiekami na twarzy! Będziecie mogli zobaczyć go wkrótce w polskich kinach (cud!)



Jack White na prezydenta!!!

środa, 12 sierpnia 2009

CALVIN HARRIS I CZŁEKOTYZATORY



Calvin Harris, którego będziecie mogli zobaczyć na początku wrzesnia w Warszawie na Orange Festival razem z MGMT, robi cos dziwnego. Nie wiemy dokladnie co, ale nam się podoba. Calvinowi chyba też. Tylko ta pani moglaby troche ladniej piewać. Albo wcale.






Dla dociekliwych - the making of.



Nie od dzisiaj zresztą Calvin robi dziwne rzeczy. A z jego dziwnych rzeczy robią inne dziwne rzeczy - widzieliscie już reklamę Coca-Coli z kawawalkiem o blyskotliwym tytule "Yeah Yeah Yeah La La La" pochodzącym z nowej plyty Calvina?



A we wrzesniowym "Aktiviscie" wywiady z Calvinem i MGMT - czek it ałt!

wtorek, 11 sierpnia 2009

The Imaginarium of Doctor Parnassus

Terry Gillian, znany pewnie większości z nieśmiertelnego Monty Pythona, zdolal, mimo dosć poważnej przeciwności losu, jaką byla śmierć Heatha Ledgera, dokończyć swój najnowszy film. Przeciwnosć to zresztą nie jedyna, bo zmarł również jeden z producentów, a sam Gillian poważnie uszkodził kręgosłup podczas pracy nad filmem.



Ex-Python jednak się nie poddal, ukończył film (rolę Heatha przejeli do spółki Johnny Depp, Colin Farrell i Jud Law) a my efekty będziemy mogli podziwiać w styczniu w kinach. Póki co, można sobie zapętlić trailer



Co wrażliwsi fani Heatha powinni się przygotować na ciężkie przeżycia - w otwierającej film scenie aktor wisi pod mostem na stryczku. Oj, będzie nam smutno...

Aha! A Tom Waits gra diabła! Nie możemy się już doczekać!

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

ŚMIECIOWA SZTUKA


Pamiętacie mistrzowską scenę z majtającym się na wietrze foliowym workiem w "American Beauty"? To zobaczcie, co z workami na śmieci robi street artowiec Joshua Allen Harris!

środa, 5 sierpnia 2009

MNIAM MNIAM

Ech, nie moglismy się powstrzymać! Jedzenie to jedna z największych życiowych przyjemnosci! A jak jeszcze do tego jest piękne, to po co komu sztuka... ;)

































Przepis i kilka zlotych rad znajdziecie na genialnym blogu lączącym piękne jedzenie i piękne ubrania.

wtorek, 4 sierpnia 2009

SUPEROLD SUPERHEROS

Nowojorskie centrum artystyczne Red House przygotowało wystawę przedstawiającą dom spokojnej starosci dla superbohaterów



Życie w domu starców to zadanie dla superbohatera

MUZYCZNO-PIWNE INSPIRACJE


Beck (ten do picia, nie ten do sluchania) poprosil kilku zdolnych artystów o ponowne zaprojektowanie okladek najlepszych plyt ostatnich 40 lat (wyboru plyt dokonal Pitchfork ).

Oto kilka ich propozycji

The Queen is Dead, The Smiths






Turn on the the Bright Lights, Interpol






Paul's Boutique, Beastie Boys





Let It Be, The Beatles





Fleet Foxes, Fleet Foxes





Swoje propozycje nowych wersji kultowych okladek może zglosić każdy. Jesli czujecie się na silach, zglaszajcie wlasne prace

A u nas Łomża sponsoruje koncer Dody...

OFF WE GO!

Zastanawiacie się, gdzie spędzić upalny (miejmy nadzieję) sierpniowy weekend? Przecież to oczywiste! Na Śląsku! A konkretnie w Mysłowicach. A jeszcze konkretniej - na Off Festivalu. Dziecko Artura Rojka rośnie nam zdrowo i osiąga w tym roku imponujące rozmiary czterodniowej imprezy. Również imponujący (i bardzo urozmaicony) jest tegoroczny libne-up:.

Od amerykańskich hardcore'owców z Fucked Up, przez dandysa Jeremy'ego Jaya i kolejny cud islandzkiej natury, Olafura Arnaldsa, po post punk z elektronicznym wykopem w postaci These New Puritans.



A do tego gwiazdy wielkiego formatu - The National



i Spiritualized



czyli coś dla tych, którzy zamiast poruszać się żwawo w rytm muzyki, wolą, żeby muzyka poruszyła ich. Poza tym oczywiście czołówka polskich niezależnych artystów - Maria Peszek, The Car Is on Fire, CKOD, Hatifnats, Pustki i The Black Tapes. Nie kiście się więc na plaży, nie męczcie w górach, tylko pędem do Mysłowic!

Nie mogąc doczekać się festiwalu, pogawędzilismy sobie trochę z Jasonem Piercem, pierwszym kapitanem space rocka, współzałożycielem legendarnego Spacemen 3, liderem i jedynym stałym członkiem Spiritualized, który swoją pierwszą gitarę kupił, sprzeniewierzając fundusze ze stypendium naukowego. I chyba nie był to zły pomysł, bo jego opus magnum, „Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space”, uznawany jest za jeden z najważniejszych albumów w historii, a w podsumowaniach roku 1997 przeważnie wyprzedza takie cuda, jak „OK Computer” Radiohead czy „Urban Hymns” The Verve



Oto co nam powiedzial

A oto co m.in. nam zagra



Jesli zastananawiacie się, czemu ten pan jakis taki ponury to oto mala wskazówka: „Broken Heart” to tytuł jednego z utworów Pierce’a. W 1995 roku Spiritualized supportowało The Verve. Cztery dni później Kate Radley, dziewczyna Pierce’a i członkini jego zespołu, wyszła potajemnie za Richarda Ashcrofta, lidera Verve’ów. Też by Wam bylo smutno.

Na szczęscie (dla Pierce'a) na przekór Ashcroftowi wierzy on, że drugs do work. Muzyk znany jest z otwartego zachwalania odmiennych stanów świadomości. „Taking Drugs to Make Music to Take Drugs To” to tytuł bootlega i nieoficjalne motto Spacemen 3, poprzedniej formacji Pierce’a.

Starczy tego pisania, czas sie pakować!

niedziela, 2 sierpnia 2009

PIĘKNA STOPA

Ideał równouprawnienia czy szczyt przedmiotowego traktowania kobiet? A kogo to obchodzi, jest zabawa!



Nieważne, czy w dzieciństwie woleliście kopać piłkę, czy bawić się lalką - piłkarzyki w wersji Barbie połączą ponad takimi podziałami. Dwie drużyny bezrękich korpusików o nienagannej fryzurze i figurze, powbijanych na kije i zaciekle walczących o piłkę robi dosć upiorne wrażenie.





Pomysł tyleż genialny, co prosty - w końcu to nie Ronaldo ma najlepsze nogi świata, tylko Barbie właśnie!



„Barbie Foot” to projekt francuskiej artystki Chloé Ruchon