środa, 3 lutego 2010

ZROZUMIEĆ MOZZA



Mozipedia. The Encyclopedia of Morrissey and The Smiths
Simon Goddard
Ebury Press 2009
A!A!A!A!A!


No i stało się! Wyznawcy Morrisseya mają swoją biblię. „Mozipedia” nie jest typową biografią. Zbudowana jest jak encyklopedia. Każde ważne w życiu Mozza miejsce, osoba czy zespół, każdy utwór i płyta, a nawet rzecz, są wnikliwie opisane w oddzielnym haśle. Taka kompozycja całości wzięła się z przekonania autora, iż Morrissey jest osobowością na tyle ważną (Goddard porównuje go i jego wpływ na muzykę do asteroidy, która 65 mln lat temu uderzyła w Ziemię, zmieniając jej losy na zawsze) i na tyle skomplikowaną, że do prawdy o Nim możemy się zbliżyć tylko pod warunkiem, że najpierw rozłożymy go na czynniki pierwsze, a następnie za każdym razem stworzymy z tych atomów inną konstrukcję. Bo co my tak naprawdę wiemy o Morrisseyu? Że jest eksperymentującym z celibatem wegetarianinem, ma wystający podbródek i charakterystyczną grzywkę (albo odwrotnie), lubi gladiole i Oscara Wilde’a, a nie przepada za monarchią i hodowcami drobiu? Z książki dowiecie się dużo, dużo więcej – poznacie historie stojące za każdym, każdziusieńkim utworem, ale też dowiecie się, co Mozz myśli o kotach (chciałby być pręgowanym dachowcem), herbacie (chciałby wylansować własny smak) czy jak jest po hiszpańsku „Hey, Patrick!” (Oye Esteban!). Czy jest się fanem Morrisseya, czy nie, nie można nie docenić ogromu pracy, który włożono w przygotowanie „Mozipedii” (pięknie w dodatku wydanej)! Jako recenzentka tego wydawnictwa – jestem pod wrażeniem, jako fanka Morrisseya – muszę sobie kupić nowy egzemplarz, bo ten już doszczętnie zaśliniłam.

Morrissey w trzech literach

A jak aktorstwo

Morrissey nie umie grać. Sam to przyznaje, a potem udowadnia. Jeśli chcecie zobaczyć 30 sekund bardzo złego aktorstwa (a rola nie jest trudna, bo Mozz gra siebie i mówi jakieś pięć słów), kliknijcie w okienko poniżej. Komentując swoje aktorskie próby, Mozz tłumaczy się, że nie potrafi zachowywać się naturalnie przed kamerą. Po chwili dodaje jeszcze, że nawet w wannie nie potrafi być naturalny.



D jak dziennikarstwo
Gdy jego pierwsze muzyczne poczynania spotkały się z niezrozumieniem, rozgoryczony Morrissey postanowił zostać dziennikarzem muzycznym (nie on pierwszy i nie ostatni, zdaje się, podążył tą drogą). Oto niektóre z jego dziennikarskich sądów: „Nie jest to może najnudniejszy zespół świata, ale z pewnością mieści się w ścisłej czołówce” (to o Depeche Mode, jakby ktoś miał wątpliwości) albo: „banda mumii bez twarzy” (to z kolei Iggy Pop i jego zespół).



M jak materiały papiernicze
Morrissey wyznał kiedyś, że jest to jego fetysz. „Notesiki, długopisy, zszywacze – to wszystko jest dla mnie bardzo zmysłowe” – wzdychał. Wizyty w swoim ulubionym sklepie papierniczym uznał za najbardziej podniecające przeżycie, jakiego doświadczył. Dodajmy, że dotyczy to okresu, kiedy żył w celibacie...

1 komentarz:

  1. Ech ten Morrison. Dobrze, że odszedł z The Doors. Precz z hodowcami kur!

    OdpowiedzUsuń