W nadchodzący weekend Warszawa szykuje dla wszystkich darmową muzyczną ucztę, czyli Orange Warsaw Festival. W menu między innymi MGMT i Calvin Harris. Z tej okazji porozmawialismy sobie z jednymi i z drugim!
Kilka pytań do Calvina „lenia i skąpca” Harrisa
Występujesz na wielu festiwalach muzycznych, między innymi na Warsaw Orange Festival. Czy oprócz uczestnika-pracownika jesteś też festiwalowiczem-imprezowiczem? Lubisz taką formę rozrywki?
Szczerze mówiąc nigdy w życiu nie byłem na żadnym festiwalu, zanim nie zacząłem na nich grywać. Wiesz, jako Szkot jestem strasznym skąpcem. Wydawanie kasy na festiwal to coś, czego nie mogłem sam przed sobą uzasadnić. No a poza tym jestem okropnie leniwy, to dla mnie za duży wysiłek. Najchętniej cały czas spędzałbym w łóżku, robiąc moją muzykę. Więc pierwszy festiwal, na jakim byłem, to Isle of Skye, na którym zagrałem.
Wolisz więc tworzyć muzykę w zaciszu swojej sypialni, niż występować na żywo?
To zależy od tego, czym się akurat zajmuję. Zazwyczaj chciałbym robić coś dokładnie odwrotnego. Po dłuższym czasie spędzonym w studio nie marzę o niczym innym jak występy na żywo. A gdy jestem w trasie, bardzo chciałbym się już znowu zamknąć w studio. To mi się zmienia zwykle co pół roku.
Mam nadzieję, że Twój warszawski występ przypadnie jeszcze na okres koncertowej euforii.
Na pewno! Występuję dopiero od dwóch miesięcy, więc przede mną jeszcze cztery miesiące wielkiej frajdy z grania. W Warszawie na pewno będę się świetnie bawił.
Gdybyś nie był muzykiem, co byś robił?
Prawdopodobnie nadal układałbym parówki na półkach w supermarkecie. Nie mam żadnych kwalifikacji, pewnie nie znalazłbym tzw. przyzwoitego zajęcia. Miałem wielkie szczęście. Po prostu znalazłem się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu. Niestety niewielu ludziom to się udaje.
Czy jest coś, co było do zaakceptowania w latach 80-tych, a twoim zdaniem nie powinno było?
Lata 80-te to dekada, która moim zdaniem jest niedoceniana. Ani wcześniej, ani potem nie działy się tak ważne rzeczy w muzyce elektronicznej, w modzie, w technologii. Miałem kilka lat, kiedy ejtisy się skończyły, niewiele więc pamiętam, ale oceniając z perspektywy czasu, jest to jeden z najbardziej fascynujących okresów w kulturze, muzyce, modzie.
No właśnie, dorastałeś w latach 90-tych. Jakie są twoje najlepsze wspomnienie z tego okresu? Jak jest przewaga lat 90-tych nad 80-tymi?
Późne lata 90-te, szczególnie rok ‘98 i ‘99 to dla mnie złoty okres w muzyce house, Stardust, Daft Punk i wielu innych. Było też sporo złej muzyki, zwłaszcza gitarowej. Uwielbiam Blur, uwielbiam Oasis, ale tak wiele zespołów wzorowało się na nich i robiło to tak źle, że to przede wszystkim kiepska gitarowa muzyka kojarzy mi się z latami 90-tymi.
Jesteś znany z wyznaczania nowych mód w dziedzinie okularów przeciwsłonecznych. Skąd to upodobanie do nietypowych okularów?
Mam jedne swoje ulubione okulary, zrobiłem je sam, z tektury i takiej folii do pakowania z bąbelkami. Nazwałem je „The Fly-Eye Sunglasses”, bo wyglądałem w nich jak wielka mucha. Trochę bardziej profesjonalną ich wersję możecie zobaczyć na okładce mojej nowej płyty i w teledyskach. Jeśli chodzi o modę, musze okulary to chyba szczyt moich możliwości (śmiech).
Twoim noworocznym postanowieniem było oderwać się od internetu i czytać więcej książek. Udało się?
Tak, przez jakieś dwa tygodnie. A potem wszystko wróciło do normy. Trafiłem na kilka kiepskich książek pod rząd, wkurzyłem się i wróciłem na łono internetu. Chyba potrzeba mi jakiegoś przewodnictwa, może nie powinienem sobie sam dobierać lektur, bo kiepsko mi to idzie.
Z muzyką też tak masz? Zdarza Ci się zniechęcić na jakiś czas?
Nie, jeśli chodzi o muzykę, to zawsze potrafię znaleźć coś, co mi się spodoba. Często wracam do ulubionych rzeczy. Książki to świetna sprawa, ale z muzyką nie mają u mnie szans. Ostatnio zachwycił mnie na przykład Mike Snow, to taki szwedzko-amerykański projekt, odpowiedzialny między innymi za brzmienie „Toxic” Britney Spears. Polecam!
Czy zmieniłbyś cokolwiek w swoim drugim albumie, teraz, gdy już się ukazał i znasz opinie o nim?
Absolutnie nic, jestem z niego bardzo zadowolony. Nagrywanie go było cudownym przeżyciem!
My na temat plyty mamy zdanie odrobinkę inne.
Calvin Harris
„Ready for the Weekend”
Sony BMG
A!A!A!
Tępy pazur
Podczas pierwszych sekund słuchania tej płyty można się trochę zaniepokoić. Gdy rozbrzmiewa saksofon, niepokój zamienia się w panikę – ktoś nam podmienił pana Harrisa! Po chwili jednak wszystko wraca do normy, saksofon ustępuje miejsca charakterystycznym popierdywaniom, a ja oddycham z ulgą. Nie na długo jednak. Może to nieuniknione prawo ewolucji sprawiło, że Calvin przestał adorować lata 80., znudziła mu się Amiga i wziął na warsztat kolejną dekadę. Nadal produkuje sporo kiczowatych, syntezatorowych plumkań, za które pokochaliśmy go dwa lata temu, ale na nowej płycie królują zamaszyste house’owe brzmienia lat 90. Większość tekstów, jak złośliwie zauważył jeden z angielskich krytyków, zostałaby odrzucona przez każdą firmę produkującą okolicznościowe pocztówki. Ale teksty akurat nigdy nie były mocną stroną Harrisa. Choć podczas pierwszego przesłuchania wyczekiwane niecierpliwie„Ready for the Weekend” nie zachwyca, to trzeba przyznać, że chwytliwe to jak cholera. Co by jednak nie mówić, fakt pozostaje faktem – ktoś przytępił Calvinowi pazura.
DIY Glasses
Calvin Harris mógł, wy też możecie! Zróbcie je sami! Podczas wakacyjno-muzycznych wojaży zaobserwowaliśmy mnóstwo glowstickowych okularów na ludzkich nosach. Same glowsticki są już bardzo A.D. 2007. Chcesz nadążać, zrób z nich okulary! Albo sznurówki. Sprawdźcie na www.glowsticks.co.uk.
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Słaaaabizna!
OdpowiedzUsuń