poniedziałek, 21 grudnia 2009
UMILACZ WYBRANY!
W Kawiarni Ogrody ogłoszono dzisiaj zwyciezcę w konkursie na Umilacz dla Śródmieścia. Niezorientowanym tłumaczymy, o co cho: umilacz był to współorganizaowany przez "Aktivista" konkurs bez regulaminu, stosu papierzysk, warunków i zaświadczeń. Ważne było jedynie, żebyście wykazali się nowatorskim podejściem i oryginalnymi pomysłami na zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. Pomysłami, które uczynią ją przyjemniejszą, ładniejszą i bardziej przyjazną! Zwyciężył Waldemar Walizka (spokojnie, to tylko pseudonim artystyczny) i jego projekt 'Idź po linii'.
Jak mówi autor: 'Namalujemy farbą do malowania pasów na jezdni linie prowadzące skrótami. Stworzymy mapę pieszej komunikacji w skali jeden do jednego. Linie są super proste w odbiorze, intrygujące, pozwalają zrozumieć miasto. Taki spacer pozwala nam zawłaszczyć przestrzeń, poczuć się stąd.
Stwórzmy zatem warszawskie szlaki. Wybierzmy je spośród tych, które sami najlepiej lubimy chodzić. Przykład: Wejdźmy głównym wejściem PKiN, przejdźmy koło toalet na poziomie - 1, koło szatni, przez korytarz na wewnętrzyny dziedziniec, potem przejść bramę i już jesteśmy przed Salą Kongresową.
Pasy malowane są chemoutrwaldzalną farbą do drogowych oznakowań poziomych. Mają 30 cm szerokości. Przechodzą po krawężnikach, chodnikach, wychodzą do wnętrz publicznych. Kosz nie jest duży, bo metr bieący takiego pasa to około 5 zł.
Pomysł jest rozwojowy. Można go etapować. W ramach pierwszej trasy, związanej z konkursem można zrealizować dwukilometrowy odcinek. W ten sposób moglibyśmy rozwinąć unikatową sieć tras, przestrzenną trasę'. A oto dumny zwycięzca podczas ogłoszenia wyników:
A oto inne nagrodzone projekty i ich autorzy.
Naklejki na przestrzeń przy przejściach - zajmie Wam czas w oczekiwaniu na zielone i pozwoli odnależć waszą tożsamość pieszego!
Powstał między innymi pomysł zamienienia miejskich odstraszaczy (czyli parkometrów) w umilacze właśnie. Wyobraźcie sobie, że kwitek z tej represyjnej machiny, zamiast bezdusznie ograniczać Wasz czas i uszczuplać portfele, przemówi do Was w jakiś miły bądź dowcipny sposób.
Wśród pomysłodawców świetnymi pomysłami wykazali się także nieco starsi mieszkańcy naszej stolicy. Jury, w którym zasiadała m.in. nasza szanowna rednacz Agata Michalak, miało ciężkie zadanie.
Wypatrujcie Umilaczy na ulicach Warszawy!
piątek, 11 grudnia 2009
SMELLS LIKE DEATH BURGER
Darth Vader, Nirvana i McDonald's? Czemu nie.
Kampania reklamowa zatytuowana "Come As You Are" przypomniała nam o pewnym skeczu Eddie'go Izzarda pt "Death Star Canteen" Widzieliście?
Kampania reklamowa zatytuowana "Come As You Are" przypomniała nam o pewnym skeczu Eddie'go Izzarda pt "Death Star Canteen" Widzieliście?
wtorek, 8 grudnia 2009
KRÓLIK PO WARSZAWSKU
Ostatno gdzie człowiek nie spojrzy, widzi królika! A to po berlińsku, a to po Burtonowsku, a to jeszcze inaczej. Spójrzmy więc na kolejnego. Farba wyschła, emocje opadły, czas przyjrzeć się co nam tam nabazgrano na pięknych warszawskich murach. Belgijski artysta uliczny ROA, który przyjechał do Warszawy na zaproszenie fundacji Vlep[v]net zdewastował nam niedawno pół miasta. Oto niektóre efekty jego pracy, wandala jednego!
Jeśli chcecie na własne oczy zobaczyć te skandaliczne akty wandalizmu, udajcie się choćby w okolice pawilonów na Nowyn Świecie
Jeśli chcecie na własne oczy zobaczyć te skandaliczne akty wandalizmu, udajcie się choćby w okolice pawilonów na Nowyn Świecie
poniedziałek, 7 grudnia 2009
HIPSTERSKA EWOLUCJA
Amerykański krewny "Aktivista" Paste Magazine pokusił się o zarysowanie ewolucyjnej drogi, jaką na przestrzeni ostatnich 9 lat przeszedł podgatunek ludzi powszechnie określany mianem hipsterów. Kilka spośród ich spostrzeżeń można było poczynić również na gruncie naszym rodzimym.
Zaczęło się niewinnie. Od białego paska. Prototyp XXI-wiecznego hipstera dźwigał ze sobą dyskmana i zbierał cięgi za gejowskie koszulki
Po drodze doszły kolorowe czapki a la tirowiec, okulary lustrzanki a la Tom "Top Gun" Cruise, bandany a la Patt Garret albo Billy The Kid i jeszcze gejowsze koszulki
W którymś momencie modnie było pożyczać ciuchy od dziadka i winyle od ojca. Fajki, laski, szaliczki, stare aparaty w formie biżuterii - znamy to z naszego (Dobrego) podwórka!
Jakoś około 2006 roku pojawił się Człowiek z Gór, szczycący się swoją kraciastą koszulą i faktem, że często biorą go za bezdomnego
A potem pojawił sie retro-vintage-secondhendo-ciucho-butiko-szał. I kowbojki - niezależnie od pory roku i temperatury. A na imprezach co druga osoba robiła zdjęcia i miała swojego bloga. DJa znali oczywiście wszyscy.
Używanie nowiutkiego iPhona i jazda na starutkim rowerze naraz nie jest za łatwa, dlatego kolejne ewolucyjne pokolenie hipsterów swoje żaluzjowe-bądź-inne-równie-zajebiste okulary rzadko kiedy miała na nosie. Ale zawsze były w pogotowiu. W dobrze widocznym miejscu. No i te wąsy wąsy wąsy!!!
Żeby była jasność - z nikogo się nie wyśmiewamy. Sami mamy kowbojki, vintage-kiece bądź gejoskie koszulki (częściej to pierwsze, bo redakcja nieco sfeminizowana), nowego iPhona bądź stary rower (częściej to drugie, bo redakcja z tych z pasją i dla idei). Hipsterzy wszystkich krajów łączcie się! Najlepiej na fejsbuku.
Zaczęło się niewinnie. Od białego paska. Prototyp XXI-wiecznego hipstera dźwigał ze sobą dyskmana i zbierał cięgi za gejowskie koszulki
Po drodze doszły kolorowe czapki a la tirowiec, okulary lustrzanki a la Tom "Top Gun" Cruise, bandany a la Patt Garret albo Billy The Kid i jeszcze gejowsze koszulki
W którymś momencie modnie było pożyczać ciuchy od dziadka i winyle od ojca. Fajki, laski, szaliczki, stare aparaty w formie biżuterii - znamy to z naszego (Dobrego) podwórka!
Jakoś około 2006 roku pojawił się Człowiek z Gór, szczycący się swoją kraciastą koszulą i faktem, że często biorą go za bezdomnego
A potem pojawił sie retro-vintage-secondhendo-ciucho-butiko-szał. I kowbojki - niezależnie od pory roku i temperatury. A na imprezach co druga osoba robiła zdjęcia i miała swojego bloga. DJa znali oczywiście wszyscy.
Używanie nowiutkiego iPhona i jazda na starutkim rowerze naraz nie jest za łatwa, dlatego kolejne ewolucyjne pokolenie hipsterów swoje żaluzjowe-bądź-inne-równie-zajebiste okulary rzadko kiedy miała na nosie. Ale zawsze były w pogotowiu. W dobrze widocznym miejscu. No i te wąsy wąsy wąsy!!!
Żeby była jasność - z nikogo się nie wyśmiewamy. Sami mamy kowbojki, vintage-kiece bądź gejoskie koszulki (częściej to pierwsze, bo redakcja nieco sfeminizowana), nowego iPhona bądź stary rower (częściej to drugie, bo redakcja z tych z pasją i dla idei). Hipsterzy wszystkich krajów łączcie się! Najlepiej na fejsbuku.
WARSZAWSKIE KIBLE TOP 5
Człowiek nie gąbka – wydalać musi. Kobieta też człowiek, bąka czasem puści, kupę zrobi. Dlatego, mimo wrodzonej delikatności, zakasałam rękawy, zmieniłam jedwabie na gumiaki i udałam się zgłębiać tajniki warszawskich szaletów miejskich.
1. ul. Krucza 51 / róg ul. Widok i Brackiej
Chcieliśmy być alternatywni i olać ten słynny w całej Polsce szalet – zwycięzcę konkursu na najpiękniejszy polski kibel. Ale się nie dało. Ulegliśmy jego urokowi, wpadliśmy z pluskiem i po uszy! Miejsce oczarowuje tym bardziej, że ukryte jest za wyjątkowo niepozornym wejściem. Nie dajcie się zwieść pozorom! Wąskie żółciutkie schodki prowadzą nas w głąb fekalnego nieba. Aby dostać się do środka, trzeba przecisnąć się przez pokoik Pana Klozetowego, który, rozparty wygodnie w foteliku wśród ratanowych półeczek wypchanych przytulnymi bibelotami, zajada sobie z lubością owoce (pewnie dobrze robią na trawienie). W środku – kwiaty, liście, owoce, warzywa, nastrojowe lampki, pluszowe zabawki. Jednym słowem: Świątynia Kupy!
Sztuczne kwiaty: całe łąki!
Cena: 2 PLN (warto!)
2. skwer Hoovera
W trakcie budowy tego najbardziej luksusowego warszawskiego szaletu (czarne marmury, szklane ściany, stalowe wykończenia) natrafiono na stare doły kloaczne – miejsce łączy więc tradycję z nowoczesnością! Element awangardowy w postaci jaskrawożółtych kabin, wielgachne lustra, wszystko piękne, czyściutkie, automatyczne i pachnące (mydło o zapachu migdałów!). W tle sączy się muzyka (Phil Collins – widocznie sprzyja wypróżnieniu). Elegancja Francja, sranie na bogato. I to za taniochę, bo choć przybytek królewski, cena w sam raz na kieszeń przeciętnego zjadaczo-wydalacza chleba.
Sztuczne kwiaty: maki
Cena: 1 PLN
3. plac Zamkowy (obok ruchomych schodów)
Miejskie szalety to gatunek na wymarciu. Zwłaszcza te darmowe mają marną szansę przetrwania w czasach toi-toiów i powszechnego upadku obyczajów. Dlatego bardzo ucieszyło nas odkrycie darmowej toalety miejskiej. Nie, nie, korzystanie z niej nie odbywa się kosztem utraty węchu, wzroku i niewinności. Nie skończy się też grzybicą różnych narządów. Szalet jest piękny, czyściutki, luksusowy i pachnący. A do tego urozmaicony. Czekając na sfinalizowanie wypróżnienia znajomych, można pobawić się panelem sterowniczym pierwszych warszawskich schodów ruchowych.
Sztuczne kwiaty: brak!!!
Cena: 0 PLN!!!
4. Metro Centrum
W bratobójczej walce dwóch sąsiednich szaletów – tego w przejściu pod Rotundą i tego na sąsiedniej stacji metra – zdecydowanie zwycięża ten drugi! Jedna (a nie trzy, jak u sąsiadów) Pani Klozetowa, do tego miła i wrażliwa: na ścianach zdjęcia i kalendarze z kotkami i pieskami (takimi słodkimi, takimi „och, och”), na stoliku nieodzowna w tej branży krzyżówka, do tego całkiem twarzowy kitelek. W środku czystawo, ale bez przesady, w końcu miejski szalet to nie domowa łazienka – muszą być jakieś niespodzianki (jak choćby tajemnicze zawiniątko skrzętnie skitrane pod klopikiem (na zdjęciu).
Sztuczne kwiaty: róże
Cena: 1 PLN
5. Dworzec Centralny
Tego legendarnego miejsca nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu. Wprawdzie wyróżnia się jedynie niewyobrażalnym smrodem, ale przeszłość zobowiązuje. Roli publicznych toalet, a szczególnie tej na Centralnym, w komunikacji warszawskich gejów nie sposób przecenić (o czym malowniczo opowiada przewodnik kulturalno-historyczny „Homowarszawa”). Jak jego kulturotwórcza sytuacja wygląda teraz, niestety nie dane mi było stwierdzić. W środku niby czysto, ale otoczone brunatnymi naciekami dziury w suficie i kloaczna aura skutecznie zabijają wszelką frajdę czynienia fizjologicznych powinności. Dla zdesperowanych.
Sztuczne kwiaty: fiołki
Cena: 2 PLN
1. ul. Krucza 51 / róg ul. Widok i Brackiej
Chcieliśmy być alternatywni i olać ten słynny w całej Polsce szalet – zwycięzcę konkursu na najpiękniejszy polski kibel. Ale się nie dało. Ulegliśmy jego urokowi, wpadliśmy z pluskiem i po uszy! Miejsce oczarowuje tym bardziej, że ukryte jest za wyjątkowo niepozornym wejściem. Nie dajcie się zwieść pozorom! Wąskie żółciutkie schodki prowadzą nas w głąb fekalnego nieba. Aby dostać się do środka, trzeba przecisnąć się przez pokoik Pana Klozetowego, który, rozparty wygodnie w foteliku wśród ratanowych półeczek wypchanych przytulnymi bibelotami, zajada sobie z lubością owoce (pewnie dobrze robią na trawienie). W środku – kwiaty, liście, owoce, warzywa, nastrojowe lampki, pluszowe zabawki. Jednym słowem: Świątynia Kupy!
Sztuczne kwiaty: całe łąki!
Cena: 2 PLN (warto!)
2. skwer Hoovera
W trakcie budowy tego najbardziej luksusowego warszawskiego szaletu (czarne marmury, szklane ściany, stalowe wykończenia) natrafiono na stare doły kloaczne – miejsce łączy więc tradycję z nowoczesnością! Element awangardowy w postaci jaskrawożółtych kabin, wielgachne lustra, wszystko piękne, czyściutkie, automatyczne i pachnące (mydło o zapachu migdałów!). W tle sączy się muzyka (Phil Collins – widocznie sprzyja wypróżnieniu). Elegancja Francja, sranie na bogato. I to za taniochę, bo choć przybytek królewski, cena w sam raz na kieszeń przeciętnego zjadaczo-wydalacza chleba.
Sztuczne kwiaty: maki
Cena: 1 PLN
3. plac Zamkowy (obok ruchomych schodów)
Miejskie szalety to gatunek na wymarciu. Zwłaszcza te darmowe mają marną szansę przetrwania w czasach toi-toiów i powszechnego upadku obyczajów. Dlatego bardzo ucieszyło nas odkrycie darmowej toalety miejskiej. Nie, nie, korzystanie z niej nie odbywa się kosztem utraty węchu, wzroku i niewinności. Nie skończy się też grzybicą różnych narządów. Szalet jest piękny, czyściutki, luksusowy i pachnący. A do tego urozmaicony. Czekając na sfinalizowanie wypróżnienia znajomych, można pobawić się panelem sterowniczym pierwszych warszawskich schodów ruchowych.
Sztuczne kwiaty: brak!!!
Cena: 0 PLN!!!
4. Metro Centrum
W bratobójczej walce dwóch sąsiednich szaletów – tego w przejściu pod Rotundą i tego na sąsiedniej stacji metra – zdecydowanie zwycięża ten drugi! Jedna (a nie trzy, jak u sąsiadów) Pani Klozetowa, do tego miła i wrażliwa: na ścianach zdjęcia i kalendarze z kotkami i pieskami (takimi słodkimi, takimi „och, och”), na stoliku nieodzowna w tej branży krzyżówka, do tego całkiem twarzowy kitelek. W środku czystawo, ale bez przesady, w końcu miejski szalet to nie domowa łazienka – muszą być jakieś niespodzianki (jak choćby tajemnicze zawiniątko skrzętnie skitrane pod klopikiem (na zdjęciu).
Sztuczne kwiaty: róże
Cena: 1 PLN
5. Dworzec Centralny
Tego legendarnego miejsca nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu. Wprawdzie wyróżnia się jedynie niewyobrażalnym smrodem, ale przeszłość zobowiązuje. Roli publicznych toalet, a szczególnie tej na Centralnym, w komunikacji warszawskich gejów nie sposób przecenić (o czym malowniczo opowiada przewodnik kulturalno-historyczny „Homowarszawa”). Jak jego kulturotwórcza sytuacja wygląda teraz, niestety nie dane mi było stwierdzić. W środku niby czysto, ale otoczone brunatnymi naciekami dziury w suficie i kloaczna aura skutecznie zabijają wszelką frajdę czynienia fizjologicznych powinności. Dla zdesperowanych.
Sztuczne kwiaty: fiołki
Cena: 2 PLN
piątek, 4 grudnia 2009
PO SZYJĘ W MUZYCE
Cudo! Nie tylko chronią środowisko (krawaty zrobione są w 50% ze zrecyklingowanej taśmy magnetofonowej!), nie tylko wyglądają świetnie (zrobione są w 50% z taśmy magnetofonowej!!), ale też GRAJĄ (zrobione są w 50% z taśmy magnetofonowej!!!). Wystarczy przyłożyć do nich głowicę magnetofonową (na pewno macie gdzieś na strychu), a wasze krawaty przemówią, a właściwie zaśpiewają.
Próbki dźwięków, jakie z siebie wydadzą, możecie znaleźć TU!
Czy to nie cudowne?! Spieszcie się, to limitowana seria. Jej twórcami są Sonic Fabric i nowojorski projektant Julio Cesar. Szukajcie na www.sonicfabric.com
Próbki dźwięków, jakie z siebie wydadzą, możecie znaleźć TU!
Czy to nie cudowne?! Spieszcie się, to limitowana seria. Jej twórcami są Sonic Fabric i nowojorski projektant Julio Cesar. Szukajcie na www.sonicfabric.com
środa, 2 grudnia 2009
ŚWIĄTECZNA ALTERNATYWA
No i stało się. Święta znowu tuż tuż, a my stajemy ponownie przed podwójnym problemem - co kupić i za co kupić? Skarpety w H&Mie może i są tanie, ale my proponujemy Wam co innego.
Oryginalny prezent pod choinkę, czyli ceramiczne, modernistyczne budynki projektu Magdaleny Łapińskiej
Do kupienia w:
1. Bęc Zmiana, Mokotowska 65, Warszawa
2. Sygnatura, Koneser Ząbkowska 27/31, Warszawa
3. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, księgarnia, ul. Pańska 3, Warszawa
Dwa z tych budynków już nie istnieją, zgromadźcie więc całą kolekcję, zanim wszystkie znikną z powierzchni Warszawy!
fot. Jan Kriwol agencja PHOTOSHOP
Oryginalny prezent pod choinkę, czyli ceramiczne, modernistyczne budynki projektu Magdaleny Łapińskiej
Do kupienia w:
1. Bęc Zmiana, Mokotowska 65, Warszawa
2. Sygnatura, Koneser Ząbkowska 27/31, Warszawa
3. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, księgarnia, ul. Pańska 3, Warszawa
Dwa z tych budynków już nie istnieją, zgromadźcie więc całą kolekcję, zanim wszystkie znikną z powierzchni Warszawy!
fot. Jan Kriwol agencja PHOTOSHOP
piątek, 27 listopada 2009
ŚWIŃSKIE ŻARTY
Pisząc te słowa, stoimy jedną nogą w grobie, a jedną ręką ściskamy konwulsyjnie paczkę chusteczek. Nie ma żartów, ludzie padają jak świnie, tfu!, jak muchy. Smarki zalewają nam mózg, który nawet bez flegmowej otoczki ciężko radzi sobie w gąszczu sprzecznych doniesień o śmiercionośnych szczepionkach, krwiożerczych paniach minister, które chcą wybić cały polski naród. Epidemia świńskiej grypy dziesiątkuje nam redakcyjne szeregi, ale nic to! Nasze usmarkane palce stukać będą w klawiatury, aż zamienią się w świńskie raciczki (albo nóżki w galarecie). Ale dostrzegamy też pozytywne skutki. Nic tak nie pobudza i nie inspiruje ludzkiego umysłu jak choroba, cierpienie, wydzieliny ciała i takie tam. Radosna około-świńsko-grypowa twórczość kwitnie w internecie i zaraża coraz szersze kręgi.
Świńskie żarty mnożą się i mutują szybciej niż nowe odmiany wirusów. I to chyba jest najlepsze lekarstwo na nową (i starą) grypę, bo jak z ludowego przysłowia i najnowszych naukowych raportów wynika – śmiech to zdrowie.
Swińskie inspiracje nie kończą się tylko na wymyślaniu nowych kawałów i odświeżaniu starych.
Marjan Kooroshnia, szwedzka studentka projektowania ubioru zaprojektowała takie oto cudeńka:
Maski zrobione są z termoaktywnego atramentu, więc z każdym oddechem zmieniają kolor!
PODWODNA UCZTA
Zbliża się kolejny weekend. Trzeba go jakoś przetrwać. Spróbujemy Wam w tym pomóc. Z naszych obserwacji wynika, że wielu ludziom na kaca najlepiej robi oglądanie Discovery. Na przykład Sz. P. Paweł Stasiak z Sz. Z. Papa Dance preferuje surykatki. (BTW, wiedzieliście, że Timon, ten od Pumby, był surykatką?)
Podglądanie życia tych pociesznych zwierzątek zdaje się łagodzić wywołany procesem trawienia alkoholu ból istnienia. Może podejrzene życia tych podwodnych żyjątek złagodzi Wasz ból istnienia?
Ekipa BBC i jej kamera przedstawia: Monster worm w akcji! Polecamy na niedzielny poranek!
Podglądanie życia tych pociesznych zwierzątek zdaje się łagodzić wywołany procesem trawienia alkoholu ból istnienia. Może podejrzene życia tych podwodnych żyjątek złagodzi Wasz ból istnienia?
Ekipa BBC i jej kamera przedstawia: Monster worm w akcji! Polecamy na niedzielny poranek!
piątek, 20 listopada 2009
YES MENI NAPRAWIAJĄ ŚWIAT!
Uwaga, uwaga! Dziś (20 listopada) do polskich kin wchodzą Yes Meni! Wchodzą i ratują świat! Waszemu samopoczuciu też pomogą. Kto widział na tegorocznym Doc Review (gdzie btw film zgarnął Nagrodę Publiczności), wie, że warto! Kto nie widział, niech nam zaufa i pojdzie do kina.
„Yes-Meni naprawiają świat”
(„The Yes Men Fix the World”)
reżyseria: Andy Bichlbaum, Mike Bonanno
USA/Francja 2009, 90 min
Against Gravity, 20 listopada
A!A!A!A!
Błyskotliwa komedia dokumentalna à la Michael Moore. W swoich manipulacjach Yes-Meni – czyli dwaj alterglobalistyczni performerzy, Andy Bichlbaum i Mike Bonnano – posuwają się nawet o krok dalej. Cel jest szczytny: rozprawienie się z wielkimi korporacjami, piętnowanie ich zachłanności oraz pociąganie do odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy.
Yes-Meni zaczynają z grubej rury: podając się za przedstawicieli firmy Dow Chemical, ogłaszają na antenie BBC, że koncern wypłaci milionowe odszkodowania ofiarom katastrofy ekologicznej w Indiach. Prowokacja zostaje zdemaskowana po kilku godzinach, ale przynosi firmie spadek na giełdzie, a przede wszystkim – przypomina o tragedii sprzed lat. Bichlbaum i Bonnano, zapraszani na kolejne konferencje, prezentują w imieniu nieetycznych korporacji coraz bardziej absurdalne pomysły. I wszyscy im wierzą! Chwilami nie wiadomo: śmiać się czy płakać… Yes-Meni narobili dużo szumu – to pewne, ale czy udało im się zmienić świat? W finale panowie sami odpowiedzą na to pytanie. [Piotr Guszkowski]
A tu macie, rybki, trajlerek, obejrzyjcie sobie:
środa, 18 listopada 2009
FILMOWE PRZYMIERZE
Zarezerwujcie sobie wszyscy czas (duuuużo czasu!) w przyszłym tygodniu, bo portal DOC ALLIANCE FILMS będzie się między 23 a 29 listopada promował w naszym pięknym kraju i z tej okazji za darmo obejrzeć będzie można 5 świetnych dokumentów z ostatnich lat.
DOC ALLIANCE FILMS to bardzo szczytna inicjatywa powstała z porozumienia reprezentantów pięciu czołowych Europejskich festiwali filmów dokumentalnych. Co miesiąc pojawia się 20 nowych tytułów (oprócz nowości także szeroki wybór klasyki dokumentu), ktore obejrzeć będzie można za niewielką (już od pół euro!) opłatą.
A między 21 a 19 listopada - bez opłaty! Do wyboru:
ISTNIENIE / Existence
Reżyseria: Marcin Koszałka Produkcja: HBO Polska; Studio Filmowe OTO, Polska 2007; 68’
Fabularyzowany dokument "Istnienie" zapowiadany był jako skandal, jeszcze większy niż debiut Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam", poświęcony własnej matce. Tym razem reżyser postanowił sfilmować umieranie i śmierć znanego krakowskiego aktora Jerzego Nowaka, który swoje ciało przeznaczył na preparat naukowy dla studentów medycyny. Sam Koszałka przyznaje, że w trakcie realizacji dojrzewał etycznie, w konsekwencji zamiast skandalu mamy przejmujący obraz o przemijaniu i samotności. Akt umierania przedstawiony został jako wielka tajemnica, z poszanowaniem intymności człowieka. Zresztą Koszałka - znakomity operator, autor zdjęć do "Kochanków z Marony" i "Pręg" - tę śmierć estetyzuje (wyrafinowane kadry i muzyka Zygmunta Koniecznego).
OBYWATEL HAVEL / Citizen Havel
Tytuł oryginalny: Obcan Havel,Reżyseria: Miroslav Janek & Pavel Koutecky, Produkcja: AFiS – Asociace Film & Sociologie ,Republika Czeska 2008, 119 min.
W roku 1992, po rozpadzie Czechosłowacji, były dysydent polityczny, przywódca „aksamitnej rewolucji”, dramaturg i eseista Vaclav Havel, został ogłoszony pierwszym prezydentem nowego państwa – Republiki Czeskiej. Tym samym były wróg publiczny otrzymał społeczny mandat, uprawniający go do transformacji państwa i jego instytucji. Mając świadomość, że tego typu wydarzenia nie są codziennością, Havel od pierwszego dnia pozwolił swojemu przyjacielowi, filmowcowi Pavelowi Kouteckiemu na towarzyszenie mu z kamerą, zarówno w Zamku Praskim (siedziba prezydenta), jak i w podróżach po świecie. W rezultacie tych działań powstał Obywatel Havel, pełnometrażowy film dokumentalny, zbudowany z nie pokazywanych nigdzie dotąd obrazów, dzięki któremu możemy zobaczyć portret człowieka znajdującego się w samym centrum międzynarodowej polityki i zainteresowania mediów, próbującego utrzymać równowagę pomiędzy byciem osobą publiczną a swoim życiem osobistym, a jednocześnie starającego się o to, by przeprowadzić swój naród od komunizmu ku wolnej, demokratycznej przyszłości.
POWRÓT/ Come-back
Reżyseria: Vita Maximilian Plettau, Produkcja: Bayerischer Rundfunk, Niemcy 2007, 79 min.
Zapuszczone, mroczne monachijskie poddasze. Tu właśnie mieszka i trenuje Jürgen, niemiecki bokser zawodowy, którego ostatnia walka odbyła się przed trzema laty. By zarobić na życie, pracuje jako wykidajło w barze. Tydzień po tygodniu za pomocą telefonów wykonywanych z lokalnej poczty, próbuje skontaktować się z amerykańskimi organizatorami walk bokserskich i zaaranżować kolejną walkę – gdyż Jürgen “The Rock” Hartenstein, były mistrz Niemiec w wadze półciężkiej, ma pewne marzenie: chce powrócić na międzynarodowy ring bokserski, dyktując własne warunki. Ostatecznie udaje mu się zorganizować walkę z amerykańskim nowicjuszem i wraz ze swoim trenerem wyrusza do Filadelfii – miasta, z którego pochodził Rocky. To dla niego ogromna szansa.
MATKA/ The Mother
Tytuł oryginalny: La Mère, Reżyseria: Antoine Cattin & Pavel Kostomarov; Produkcja: Les Films Hors – Champ,Szwajcaria, Francja, Rosja 2007, 80 min.
NA IMIĘ MA LIUBOW. Po rosyjsku oznacza to „miłość.” JEST MATKĄ. Ma dziewięcioro dzieci. Adoptuje dziesiąte. CIĄGLE W BIEGU. Uciekając od okrutnego męża, by odwiedzić najstarszego syna w więzieniu. Z porodówki do szkoły. Ze szpitala na wieś.
DOKĄD TYM RAZEM POBIEGNIE?
WSZYSTKO JEST WZGLĘDNE / Everything is relative
Tytuł oryginalny: Alt er relativt, Reżyseria: Mikala Krogh, Produkcja: Tju-Bang Film, Dania 2008, 75 min.
Czy można porównać uczucia młodej Dunki cierpiącej na raka z rodziną z Mozambiku, która straciła dom w powodzi? Czy amerykański żołnierz w drodze do Iraku czuje ten sam strach co „współczesny niewolnik“ z Bangladeszu, martwiący sie o utrzymanie pracy w Dubaju? Czy nasze wartości, marzenia i nadzieje są takie same, czy jednak odzwierciedlają nasze style życia? Twórcy tego dokumentu w trakcie podróży po różnych częściach świata – Danię, Mozambik, Japonię, Tajlandię i Stany Zjednoczone - zadają pytanie o uniwersalizm ludzkich potrzeb i wartości. Wyjątkowym przewodnikiem w tych poszukiwaniach jest Mogens Rukov – znany duński scenarzysta. Zdjęcia do filmu zrealizował Manuel Alberto Claro, a muzycznie film zinterpretowała Praska Orkiestra Symfoniczna.
poniedziałek, 16 listopada 2009
LADY GAGA JAKIEJ NIE ZNALIŚCIE
Przy okazji pojawienia się nowego teledysku Lady G (który na pewno już wszyscy widzieliście i potajemnie przed samymi sobą podśpiewujecie "Bad Romance" pod prysznicem), postanowiliśmy trochę poszperać w sieci. Oto kilka Gagowych znalizisk
Christopher Walken i jego dramatic reading tekstu "Poker Face". Cudo!
A tu Lady Gaga z czasów, kiedy jeszcze nie była Lady i bardziej niż androida przypominałą Alanis Morrissette
niedziela, 15 listopada 2009
LEGO-inspiracji ciąg dalszy
Może i ikeowskie meble nie należą do najfantazyjniejszych na świecie, ale co dwóch Skandynawów, to nie jeden! A raczej, co dwie skandynawskie marki, to nie jedna. Oto, co wyszło paryskiemu duetowi projektantów, Simonowi Pillardowi i Philippe'owi Rosetti z połączenia kuchni z Ikei i klocków Lego:
Projektant Jean-Charles de Castelbajac, znany też jako JC/DC, również ma chyba jakieś traumy z dzieciństwa związane z Lego. Zaprojektował nie tylko zegarki:
ale i całą resztę:
Pomyślał też o garderobie dla legowych ludków
A na koniec akcent muzyczny: KTO TO???
To rozwieje Wasze wątpliwości:
Projektant Jean-Charles de Castelbajac, znany też jako JC/DC, również ma chyba jakieś traumy z dzieciństwa związane z Lego. Zaprojektował nie tylko zegarki:
ale i całą resztę:
Pomyślał też o garderobie dla legowych ludków
A na koniec akcent muzyczny: KTO TO???
To rozwieje Wasze wątpliwości:
Subskrybuj:
Posty (Atom)